ROZDZIAŁ
XXIV
Całkowicie
szczęśliwy
Przeszłam do środkowego przejścia między
regałami z książkami i zrobiłam to po kryjomu. Jeśli bym znalazła swój cel, nie
chciałam, żeby mi przeszkadzano.
To był następny dzień, późny poranek
w Fortnum. Kawiarnia miała być zamknięta za godzinę, byśmy wszyscy mogli
przygotować się na ślub Texa i Nancy. Ale Jet, Indy i ja startowałyśmy za
trzydzieści minut, żeby udać się do centrum handlowego, by kupić sukienki (i
prawdopodobnie buty).
Więc nie miałam dużo czasu.
Znalazłam ją w końcu pomieszczenia,
za stołem na środku wypełnionym skrzyniami, skrzyniami wypełnionymi winylem.
Odkładała książki na półkach w
studiach kobiecych.
Wysokie, wyjątkowo cienkie, ciemne
włosy, które siwiały i tak je zostawiła.
Jane.
„Hej” - zawołałam, a ona podskoczyła.
Potem zwróciła się do mnie - „Hej,
Ally.”
Podeszłam blisko i zapytałam -
„Idziesz do Texa?”
„Tak” - odpowiedziała.
„Pójdziesz później do Blanki?” - zapytałam.
„Na chwilę.”
To oznaczało, że pokaże swoją twarz,
zostawi prezent i ucieknie stamtąd do diabła. Powiedzmy, że Jane nie była
towarzyska.
„Piszesz te książki Rockowych Laskach?”
- kontynuowałam w tonie konwersacji, a jej oczy zrobiły się wielkie. Zrobiła
krok do tyłu.
Kurwa. Moje przeczucie było słuszne.
Robiła to.
O kurczę.
Poszłam za nią. Zrobiła kolejny krok
do tyłu i szłyśmy dalej, ale kiedy to robiliśmy, przyszło mi do głowy, że
pomyśli, że atakuję. Więc wyciągnęłam rękę, złapałam ją i przytrzymałam w
chwili, gdy jej ramię uderzyło o półkę.
„W porządku” - szepnęłam.
„W porządku?” - zapytała z
niedowierzaniem.
Przytaknęłam - „Nie jestem zła.”
„Nie jesteś?”
Potrząsnęłam głową - „Nie jestem. Ale
jeśli mam cię osłaniać, muszę wiedzieć, dlaczego je napisałaś i dlaczego nikomu
nie powiedziałaś, że to zrobiłaś.”
„Będziesz mieć mnie osłaniać?”
To szło zbyt wolno. Musiałam
przyspieszyć.
Ścisnęłam jej dłoń - „Tak, Jane. Będę
cię osłaniać. Ale musisz ze mną porozmawiać. Nie mamy dużo czasu i nie chcemy
dać się złapać na rozmowie.”
„Tu na tyły nigdy nikt nie wchodzi” -
mówiła głównie prawdę.
„Duke wchodzi, jak jest tutaj i unika
mnie, więc jest taka możliwość” - znowu ścisnęłam jej dłoń - „laseczko, gadaj”.
Patrzyła na mnie.
Potem oblizała usta i powiedziała
cicho - „Prawdopodobnie wiesz, że odkąd byłam małą dziewczynką, jedyne, czego
kiedykolwiek chciałam, to pisać”.
Kiedy przestała mówić, kiwnęłam
zachęcająco głową i trzymałam ją za rękę.
„Romanse” - ciągnęła.
„Okej” - powiedziałam.
„Napisałam wiele książek, Ally” -
powiedziała mi.
„Wiem, kochanie” - odpowiedziałam.
„Wszystkie romanse” - stwierdziła.
„W porządku.”
„Cóż, głównie romanse, jakieś
zagadki.”
„Racja” - powiedziałam ze słabnącą
cierpliwością i zmagałam się z okazywaniem braku cierpliwości.
Jej oczy przesunęły się poza mnie i
szepnęła - „A te romanse są najlepsze w historii”.
Wiedziałam, co widziała oczami
wyobraźni i wiedziałam, że się nie myliła.
Spojrzała na mnie - „Są prawdziwe” -
powiedziała cicho.
„Tak” - odpowiedziałam.
„Ale oni są czymś więcej. Chodzi o
wszelkiego rodzaju miłość. Chodzi o rodzinę. Rodzinę wszelkiego rodzaju.”
W tym też się nie myliła.
Poczułam łaskotanie w gardle i
powtórzyłam - „Tak”.
„To niezwykłe. Więc musiałam się tym
podzielić, Ally.” - tym razem jej dłoń ścisnęła moją i nachyliła się do mnie -
„Musiałam.”
„Rozumiem cię” - szepnęłam.
„Ale jak to zrobiłam i pierwsza już była,
było mi dobrze, że mogłam to zrobić. Skończyłam jedną. Potem drugą. I następną.
I wypuściłam je. Ale kiedy to opublikowano, coś się wydarzyło.”
„Co się stało skarbie?” - zapytałam.
„Ludzie… czytelnicy… sprawiło, że się
śmiali” - przerwała - „W głos”
Wciąż tego nie czytałam, ale byliśmy
dość dziką gromadą. Wiedziałam to.
Przytaknęłam.
„To dar” - powiedziała śmiesznym,
głębokim z emocji głosem - „Patrzeć, jak wszyscy się zbliżacie, być świadkami
tego, co się wydarzyło, zbliżając się do tego, czując tę miłość. Ale to był
kolejny dar, może nawet większy, cenniejszy, wiedząc, że dzielenie się nim
sprawia, że ludzie, których nie znam, śmieją się. To ich uszczęśliwia.
Niektórzy z nich do mnie piszą. Mówią mi, że w ich życiu dzieją się złe rzeczy.
Ale czytają moją książkę i to ich zabiera. To sprawia, że się uśmiechają.
Śmiech. Nawet jeśli na chwilę, a jeszcze lepiej na godziny, mogą zapomnieć o
złym, być z nami w Fortnum i się śmiać.” - przechyliła głowę na bok - „To jest
piękne. Więc jak to może być złe?”
„To nie jest złe” - powiedziałam jej.
„Lee jest zły” - odpowiedziała.
Był.
Gówno.
„Czy to dlatego nikomu nie powiedziałaś,
że zamierzasz to zrobić? Ponieważ miałaś przeczucie, że będą źli?”
Skinęła głową.
Jezu. Jane.
Prawie codziennie dzieliłam z nią
przestrzeń, coś dla niej znaczyłam, ona znaczyła coś dla mnie, ale nie miałam
pojęcia, że dobrze się ukrywała.
„Gazety?” - nacisnęłam.
„To byłam ja” - powiedziała cicho -
„Kiedy to się działo ze Stellą, dzwonili tutaj. Mówiłam bez komentarza. Następnie wysłałam listy anonimowo. Reporter, który
to wydał, nawet nie wie, że to ja.”
Kolejna zagadka rozwiązana.
„Ci czytelnicy, którzy do ciebie piszą.
Czy można to prześledzić?” - zapytałam, a ona potrząsnęła głową.
„Idą do kogoś innego i odsyłają je do
mnie. Ale zapewniono mnie, że jest to niemożliwe do wykrycia.”
„Brody jest całkiem niezły, Jane”.
Zacisnęła usta.
Studiowałam ją. Była zmartwiona.
Potem powiedziałam - „Zostaw to
mnie”.
Jej brwi się złączyły - „Co
zamierzasz zrobić?”
„Nic, dopóki nie będę musiała. Wtedy
się tym zajmę.”
Spojrzała na mnie, zanim zapytała -
„Dlaczego mi pomagasz?”
Uśmiechnęłam się i jeszcze raz
ścisnęłam jej dłoń, zanim uniosłam ją między nas i zbliżyłam - „Ponieważ bez
względu na to, ile mamy lat, zawsze musimy wierzyć w bajki”.
To było wtedy, Jane odwzajemniła
uśmiech.
Przede wszystkim, jak wiedziałam: bo
zgadzała się ze mną.
*****
„O mój Boże, Herb!”
„Co?”
„Mój Boże!”
„Kobieto! Co?”
„Możesz zostawić trochę dla innych
gości.”
Wzięłam garść orzechów nerkowca
(dodatek Indii do przyjęcia i część tego, co Herb połykał) i włożyłam kilka do
ust, obserwując mamę i tatę Roxie (oraz siostrę i szwagra Texa), Herba i Trish
- z miasta z Indiany przybyli na wielkie wydarzenie - walczących na podwórku
Blanki.
Nie przejmujcie się. Byłam wokół nich
więcej niż raz. To właśnie robili.
Blanca była mamą Eddiego i Hectora.
Znałam ją od wieków, a kiedy coś robiła, szła na całość.
Dziś wieczorem, mimo że to była
„tylko rodzina” (choć dla Rockowych Lasek oznaczało to wielką imprezę), Blanca
nie zawiodła zespołu. W powietrzu wisiały zygzakowate papierowe lampiony w
jaskrawych kolorach, zawieszone na linkach od domu do słupków ogrodzenia w
poprzek podwórka. Lampiony świetlne były wokół ogrodzenia. Muzyka grała cicho
wszystkie piosenki o miłości po angielsku i hiszpańsku. Stoły uginały się od
jedzenia, a na środku były duże, jasne bukiety kwiatów (kwiaty: dar Sadie).
Blanca założyła nawet bar, w którym jej najstarszy syn, Carlos, razem z Williem
Mosesem, robił ludziom drinki.
Jet zrobiła kwadraty z warstwą
karmelu (trzy partie). Jak wspomniałam, Indy przyniosła orzechy nerkowca. Ren i
ja przynieśliśmy pudło pełne mieszanych butelek alkoholu i kilka skrzynek piwa.
Roxie, Stella i Sadie spędziły poranek pomagając Blance i jej córkom Rosie,
Glorii i Elenie, w przygotowywaniu i gotowaniu.
Tex, ubrany w inny garnitur (i choć
raz, najwyraźniej, w nim zadowolony) i Nancy, ubrana w ładną miętowo-zieloną
sukienkę z fantazyjną rzeczą, która była czymś w rodzaju kapelusza, ale o wiele
mniejszą, więc była to głównie ozdobna opaska na głowę, zostali złapani
wcześniej przez Sędziego Pokoju. Zrobili to, gdy Indy, Duke i ja stanęliśmy
obok Texa, a Trixie, Ada (Nancy starej sąsiadki, a mówiąc „stara” mam na myśli
to na dwa sposoby) i Blanca stanęli obok Nancy. Nawiasem mówiąc Jet i Lottie,
córki Nancy, szły u jej boku, prowadząc ją do Texa.
Sprawa zrobiona, czas na imprezę.
Mój ulubiony czas.
A teraz Herb i Trish, jak zawsze,
zajęli się tym.
Herb spojrzał od stołu, przy którym
wcześniej wpychał usta (zastawiony jedzeniem) do innego stołu, pięć stóp dalej,
który również był pokryty jedzeniem, a potem przez podwórko do kolejnego stołu,
który - jak się domyślacie - był pokryty jedzeniem.
Potem spojrzał na swoją żonę - „To
nie tak, że Blance zabraknie jedzenia.”
„Nie jesz z miski, Herb” - odparowała
Trish - „Dostajesz talerz i nigdy nie bierzesz dokładki.”
„Po pierwsze, nie potrzebuję talerza,
kiedy mogę tu stać i jeść” - odpowiedział Herb - „Po drugie, nie mam robaków.
Kogo obchodzi, czy jem prosto z miski?”
Obrzydliwe.
„Mnie” - odparła Trish i powstrzymałam
się od werbalnej zgody.
Spojrzał na nią.
Potem oświadczył - „Potrzebuję piwa”.
„Wypiłeś już pięć” - poinformowała go
Trish.
„Czy mamy ograniczenia?” - zapytał.
„Nie możesz upić się na weselu Texa,
tak jak na Roxie” - odpowiedziała.
„A czemu do licha nie?” - zapytał.
„Ponieważ to niegrzeczne” -
odpowiedziała
„To jest impreza!” - wskazał głośno.
Co zaskakujące, Trish nie miała na to
odpowiedzi. Z drugiej strony Herb miał absolutną rację. Herb odbiegł.
Trish zwróciła się do mnie - „Roxie
powiedziała mi, że znalazłaś sobie mężczyznę”.
„Tak, pani Logan” - potwierdziłam.
„Uciekaj” - stwierdziła, po czym odepchnęła
się.
Kiedy to zrobiła, podeszła Jules,
zauważając - „Wymagana scena Herb i Trish”.
Uśmiechnęłam się do niej - „Jestem
trochę zdenerwowana, że stało się to tak szybko i nie trwało to zbyt długo.”
Uśmiechnęła się do mnie i sięgnęła po
kilka orzechów nerkowca. Kiedy to zrobiła, przyszła mi do głowy pewna myśl i
poszłam za nią.
„Hej, Jules, czy mogę z tobą o czymś
porozmawiać?”
Włożyła orzechy nerkowca do ust,
przeżuła, przełknęła i odpowiedziała - „Jasne”.
„Martwię się o Dariusa” - powiedziałam.
Kiedy to powiedziałam, jej oczy
przeskanowały tłum. Moje też. Zrozumiałam, że byliśmy tylko godzinę na
imprezowej części uroczystości, ale zarówno Dariusa, jak i Jane, którzy byli na
zaślubinach i pokazali się u Blanki, już nie było.
Widziałam też Rena uśmiechającego się
do gadającej Roxie, która stała obok również uśmiechającego się do Roxie Hanka.
Mój brat (jak zwykle) trzymał żonę blisko siebie.
Ciepło (lub więcej ciepła; odkąd
zajęłam miejsce obok Duke’a, by stanąć z Tex’em, byłam całkiem przepełniona
ciepłem) przeniknęło przeze mnie.
„Wymigał się” - zauważyła Jules, a ja
oderwałam oczy od mojego mężczyzny i spojrzałam na nią.
„Tak. On zawsze się wymiguje” -
powiedziałam - „Pytanie brzmi: dlaczego? Jest tu bezpieczny. Ludziom tutaj
zależy na nim. Dba o ludzi tutaj. Dlaczego więc akceptuje naszą akceptację, ale
pozostaje na marginesie?”
Jules nawet nie zastanawiała się nad
tym pytaniem, zanim się odezwała.
„Vance mi o nim opowiedział” -
powiedziała cicho - „Powiedział, że jego ojciec został zamordowany z powodu
czegoś, co robił jego szwagier. Nie miał z tym nic wspólnego. To było
ostrzeżenie.”
„Wiem” - powiedziałam jej i tak było.
Znałam całą pieprzoną smutną historię Dariusa.
„Vance powiedział również, że ten
Leon, zmarły mąż Shirleen, zaoferował Dariusowi szansę na zemstę, a także zabezpieczenie
finansowe jego rodziny, jeśli zaangażuje się w interesy Leona” - ciągnęła
Jules.
„To też wiem” - odpowiedziałam - „Był
młody, podjął głupią decyzję i dał się w to wciągnąć. Ale teraz już w tym nie
jest, Jules, i nie było go tam od jakiegoś czasu. Ale zachowuje się jak…” -
Pokręciłam głową - „Nie wiem. Jakby nie przynależał, kiedy tu należy. On zawsze
tak robił. Kiedy mieliśmy szansę, a przyznaję, nie dawał nam ich wiele - ale
trzymał się blisko Lee i Eddiego - więc kiedy mieliśmy okazję, zawsze
zachowywaliśmy się tak, jakby tam należał. Shirleen wśliznęła się do środka.
Nie wiem, dlaczego Darius sobie na to nie pozwala. I to po prostu wszystko. On
sobie na to sam nie pozwoli.”
Z naszych stron dobiegł chrapliwy
głos, odpowiadający na moje pytanie - „On nie odkupił”.
Zaskoczona spojrzałam na Duke’a. Byłam
nie tylko zaskoczona tym, co powiedział, ale i tym, że był blisko mnie.
„Czy mogę ukraść Ally?” - zapytał
Jules.
O cholera.
„Jasne” - odpowiedziała Jules,
spoglądając na nas oboje.
Duke zacisnął palce na moim bicepsie.
Spojrzałam na Jules i zapytałam -
„Czy możesz po prostu mieć na oku Dariusa? Próbuję znaleźć sposób, aby do niego
dotrzeć i może możesz pomóc.”
„Nie ma problemu” - powiedziała z
uśmiechem - „Chętnie.”
Duke pozwolił mi to powiedzieć, a
potem zaprowadził mnie daleko - daleko od wesołego, śmiejącego się, gadającego,
hałaśliwego tłumu na sam skraj ogrodu przy bramie ogrodzeniowej.
Kiedy nas zatrzymał, wziął rękę z
mojego ramienia.
Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam
na niego.
„Duke…”
„Dolores i ja mieliśmy syna” -
oznajmił, a ja zatrzasnęłam usta.
Nie wiedziałam tego.
Nie miałam pojęcia.
O kurwa.
Nie podobało mi się to, jak to się
zaczęło.
„Jeździł na rowerze po ulicy przed
naszym domem pewnego popołudnia i został potrącony przez pijanego kierowcę.”
O kurwa.
To nie tylko mi się nie podobało, ale
też, kurwa, tego nienawidziłam.
„Miał osiem lat” - ciągnął Duke.
O mój Boże.
„Duke” - szepnęłam.
„Dolores, źle przechodziła całą ciążę
i rodziła siedemdziesiąt osiem godzin. Wreszcie, zarówno ona, jak i mój
chłopiec, byli w opałach, ale uratowali ich. Ale prawie straciłem ich oboje.”
O mój Boże.
„To oczywiste” - kontynuował - „Że
nie byłem zbyt wielkim fanem, żeby ją znowu zapłodnić. Dolores chciała więcej.
Nie chciałem o tym słyszeć.” - patrzył na mnie uważnie - „W końcu był
wszystkim, co mieliśmy”.
„Nie wiedziałam” - powiedziałam
cicho.
„Nikt tego nie wiedział. Z wyjątkiem
Ellen. Dlatego zrezygnowaliśmy. Opuściliśmy Cali. Wróciliśmy do domu. I
prawdopodobnie Lee wie, skoro wszystko sprawdza. Ale on też trzyma buzię na
kłódkę, kiedy tego potrzebuje.”
Przytaknęłam.
„Było popołudnie, Ally” - powiedział
mi.
„Co?” - zapytałam.
„Mój Joshua miał połamane wszystkie
kości, zmiażdżone wnętrzności, głowę wgniecioną przez jakiegoś faceta, który
spędził cały ranek na chlaniu, a po południu usiadł za kierownicą. Który
dzieciak nie może być bezpieczny, jeżdżąc po ulicach przed swoim domem po
pieprzonym południu?”
Potrząsnęłam głową, ponieważ nie znałam
odpowiedzi - „To nie ma sensu”.
Pokiwał głową - „Na pewno, kurwa,
nie”.
Nic nie powiedziałam.
Duke to zrobił - „Nie było za późno.
Moglibyśmy spróbować ponownie. Ale to nas złamało, oboje. Prawie straciłem
Dolores. Nie mogła znieść jego wspomnień, nawet mnie. Ale przeszliśmy przez to,
porzuciliśmy życie, które dzieliliśmy z naszym chłopcem i postanowiliśmy nie
próbować ponownie. Ale zostawił dziurę, Ally. Dziurę, o której nie sądziłem, że
mogłaby zostać wypełniona, tracąc moje dziecko, nie mając innego. I cholerna
ziejąca dziura.”
„Rozumiem” - szepnęłam.
„Zapełniło się, kiedy ty i Indy
weszłyście do mojego życia.”
Mój żołądek cofnął się, jakbym została
uderzony, gdy ścisnęło mi się serce.
„Wy dwie, tak cholernie szalone,
spędzałyście czas z Ellen w kawiarni, zawsze wpadałyście w kłopoty. Zakochałem
się w was obu, gdy tylko was ujrzałem.”
Moje oczy płonęły, mój głos był
chrapliwy, powiedziałam - „Duke”.
„A potem ty, tam sama, robisz niebezpieczne
rzeczy, nie rozmawiasz o tym z rodziną, przyjaciółmi, mną…” - Potrząsnął głową
- „Wkurzyło mnie to.”
Teraz zrozumiałam. Boże, zrozumiałam.
„Tak mi przykro” - powiedziałam
delikatnie.
„Martwiłem się o ciebie.”
Chcąc go dotknąć, niepewna, czy powinnam,
ale mimo wszystko sparaliżowana bólem słuchania tego wszystkiego, co
powiedział, po prostu stałam tam i powtarzałam - „Tak mi przykro”.
„Ale potem rozeszła się wieść o tym,
co wydarzyło się w Lincoln’s. Tex powiedział mi wszystko. Nie powiedziałby ci,
ale był z ciebie dumny, dziewczyno. Prawie o tym krzyczy. Powiedział, że wiesz
dokładnie, co robisz. Powiedział, że od stóp do głów, na wskroś, jesteś
Nightingale.”
Moje gardło zamknęło się.
Cholernie kochany Tex.
„To było wtedy” - kontynuował - „… zdałem
sobie sprawę, że nadszedłby taki czas w życiu Joshuy, czas, do którego ja i
Dolores nie mogliśmy się dostać, kiedy byśmy musieli odpuścić. Musielibyśmy
pozwolić mu być sobą. Żyć własnym życiem. I wtedy zdałem sobie sprawę, że byłem
dupkiem, ponieważ byłem na ciebie wkurzony, a musiałem pozwolić ci zrobić to
samo.”
„Racja” - odpowiedziałam, a mój głos
był nadal zachrypnięty.
„Więc muszę to zrobić i stać przy
tobie. Nie wkurzać się. Zostawiłaś tę wiadomość, zajęło mi to trochę czasu i
Dolores rozwierciła mój tyłek, ale oto jestem, wysysam to, żeby przeprosić za
to, że byłem wkurzony, zamiast dać ci swobodę latania.”
Znowu nic nie powiedziałam. Po prostu
przełknęłam (mocno) i skinęłam głową.
„Mówiąc to, bądź ostrożna i przychodź
do mnie, kiedy tylko będziesz mnie potrzebowała.”
„Dobra, Duke” - wydusiłam się przez
zaciśnięte gardło.
„Kiedy będziesz mnie potrzebować,
Ally.”
Przytaknęłam.
Patrzył na mnie.
Pozwoliłam sobie wtedy wyszeptać -
„Kocham cię, Duke”.
„To samo” - mruknął.
To sprawiło, że się uśmiechnęłam. Drżąco,
ale zrobiłam to.
„Teraz, Darius” - stwierdził, po czym
odchrząknął i wiedziałam, że idziemy dalej i byłam za to cholernie wdzięczna.
„Tak?” - podpowiedziałam.
„Zdobył ciemne znaki w jego własnej
duszy, kochanie.”
„Wiem, Duke, ale…”
Potrząsnął głową, a ja się zamknęłam.
„Przyglądałem się. Ten chłopiec nie
jest na drodze do odkupienia. To, co on robi, to poświęcenie swojego czasu i
poświęcenie sobie tego czasu, aby być z ludźmi, którzy coś dla niego znaczą.
Robi to, wiedząc, że to jest tyle dobrego, ile może osiągnąć, ponieważ czeka go
potępienie i nie może nic na to poradzić.”
Moje plecy wyprostowały się - „To
nieprawda”.
„Masz rację. Tak nie jest. To nie
znaczy, że on nie wierzy w to aż do kości.”
Gówno.
„Twoim wyzwaniem” - zbliżył się do
mnie - „naszym wyzwaniem jest
przekonanie go ostatecznie, że to nieprawda.”
„Jak to zrobimy?” - zapytałam.
„Dwie możliwości. Robimy to, co
robimy i mamy nadzieję, że się obudzi, rozejrzy i zrozumie, że nie myśli dobrze.
Albo go z tego wyrwiemy.”
„Jestem za opcją, żeby go wyrwać z
tego” - wymamrotałam.
„Ja też” - odparł Duke.
„Dobrze, jak to robimy?” - zapytałam.
„Do diabła, jeśli wiem” -
odpowiedział.
Wspaniale.
„Po prostu wiem, że kiedy mam do
czynienia z wami, kobiety, zawsze jest czas, właściwy czas, kiedy możesz zrobić
coś, co przejdzie przez mury, nasiona, pąki i wzrost, a wtedy zasadzisz
mądrość. Musimy więc po prostu poczekać na odpowiedni czas, aby zasiać to
ziarno.”
Skinąłam głową, ponieważ to był
mędrzec. Miał rację i widziałam, jak robi to raz po raz z Rockowymi Laskami,
więc wiedziałam też, że to działa. To było do niczego. Traciłam przez to
cierpliwość i nie chciałam musieć więcej ćwiczyć.
Ale miał rację.
„Dzięki, Duke.”
Uniósł brodę, zanim spojrzał na
podwórko i wymamrotał - „Lepiej wrócę do Dolores”.
„Okej.”
Spojrzał na mnie - „Jesteś dobrym
dzieckiem, Ally.”
Uśmiechnęłam się do niego, ale
ostrzegłam - „Dzięki. Ale jeśli sprawisz, że znów będę chciała płakać, kopnę
cię w goleń.”
Potrząsnął głową, usta drgnęły i
odszedł.
Już miałam rzucić się do baru i
zamówić serię szotów tequili od Williego, kiedy nagle zostałam napadnięta przez
Roama and Sniffa.
Spojrzałam na dwóch nastolatków.
Roam and Sniff byli uciekinierami, z którymi
Jules rozmawiała w schronisku. Potem zbliżyła się do nich. Byli tak blisko, że Roam
wziął kulę, próbując uratować jej życie.
Potem Shirleen wzięła ich pod swoje
skrzydła i od tamtej pory mieszkają z nią. A kiedy powiedziałam „wzięła ich pod
swoje skrzydła”, miałam na myśli, że traktowała ich jak własnych. Innymi słowy,
matkowała im tak, jak zrobiłaby to tylko Shirleen. Z bezczelną, twardą
miłością.
Ale kluczowym słowem w tym była miłość.
Roam był wysokim Afroamerykaninem,
który zawsze był przystojny. Nie było więc zaskoczeniem, że w miarę upływu
miesięcy stał się potężnie wyższy, wyolbrzymiony, chłopiec zaczął wyciekać z
jego twarzy, stawał się męski i był wręcz przystojny.
Zaskoczeniem było to, że Sniff,
zawsze mały, chudy, z twarzą podziurawioną trądzikiem, późno rozkwitł. Kiedy
Shirleen go karmiła i zabrała do dermatologa, nie był już chudy, a jego twarz
się rozjaśniła. Ale uderzył w zryw wzrostu i wystrzelił dziesięć centymetrów w
górę. Mało tego, jego rysy również dojrzewały i robiły to dobrze. Bardzo
dobrze. Tak więc dzieciak, który był teraz zawsze mądry i zabawny, dawał szansę
na przewagę w dziale wyglądu.
Poważnie.
Nadal często kręcili się z Jules, ale
swój męski wpływ wywarli na nich Vance i Gorąca Drużyna. Spędzali dużo czasu w
Nightingale Investigations, pracowali w pokoju monitoringu, jeździli i ćwiczyli
razem z chłopakami.
Uwielbiali to, całkowicie się z tym
uporali w taki sposób, że nietrudno było przewidzieć ich przyszłą karierę, a to
zostanie nieodwołalnie udowodnione, co będzie dalej.
„Masz chwilę, Ally?” - zapytał Roam,
gdy obaj chłopcy zaczęli się koło mnie zbierać.
„Tak” - odpowiedziałam, przyglądając
się im uważnie.
Całkowity trening twardzieli. Ich
twarze nic nie zdradzały.
„Słyszeliśmy, że pracujesz na występach
Smithiego” - stwierdził Sniff.
O rany.
Spięłam się i powtórzyłam - „Tak”.
„Faceci rozmawiali w biurach” -
ciągnął Sniff - „Słyszałem, jak mówili, że pracujesz pod kątem bramkarza.”
Jeszcze nie pracowałam. Ale ja im
tego nie powiedziałam. Tylko skinęłam głową.
„Więc pilnujemy dziewczyn” -
oświadczył Roam.
Walczyłam z przewracaniem oczami. Obaj
mieli po siedemnaście, prawie osiemnaście lat. Nie byłam więc zszokowana, że
wykorzystali tę okazję do pracy przy striptizie, żeby „pilnować” grupy
striptizerek.
„Chłopcy…” - zaczęłam.
„Po prostu posłuchaj, Ally, tak?” -
prychnął Sniff .
Przyjrzałam mu się przez chwilę i skinęłam
głową.
„Wciąż mamy szkołę, więc nie możemy
wiele zrobić, ale Sniff wziął kilka, ja wziąłem inne, a po szkole poszliśmy za
nimi” - powiedział Roam.
Nie wiedziałam, czy to dobrze, czy
źle. Po prostu wiedziałam, że byli w Gorącej Drużynie nie trochę, ale często,
więc prawdopodobnie nie robili głupiego gówna.
Chciałam też wiedzieć, co widzieli.
Więc zapytałam - „I?”
„I widziałem jedną rękę na kopercie
do twojego bramkarza” - stwierdził Roam - „Miałem lornetkę i widziałem, jak
facet przegląda kopertę. Wiele banknotów. Jedynki, piątki, dziesiątki.”
„Napiwki” - powiedziałam cicho.
„Nie możemy wejść do klubu, więc nie
wiemy, skąd to, ale przypuszczamy, że tak” - odparł Roam.
Dlaczego tancerka miałaby dawać temu
facetowi pieniądze z napiwków?
„On coś ma na nie” - odpowiedział Sniff
na moje pytanie, a ja skupiłam się na nim - „Nie wiem, co, a Roam widział tylko
jedno, ale tak uważamy.”
„Widziałeś, że te kobiety robią coś
jeszcze?” - zapytałam - „Coś, czym może do tego nakłaniać? Czy jest coś, co
mógłby nad nimi trzymać?”
Miałam dwa negatywne potrząśnięcia
głową.
Choroba.
„Chcesz, żebyśmy zostali przy nich?”
- zapytał Sniff.
„Tylko jeśli Shirleen wie, że to robicie
i nie przeszkadza jej to” - odpowiedziałam.
Spojrzeli na siebie, a potem na mnie.
Sniff wyszczerzył zęby. Roam wyglądał
na skupionego.
Ale wiedziałam z ich reakcji, że
Shirleen powie, że to w porządku. Z drugiej strony wychowywała twardzieli i wolałaby,
aby ich twardość była dobra, a nie zła, więc nie odmawiała.
Uniosłam rękę i machnęłam nią w
geście przejdź dalej. - „Idźcie,
poproście o pozwolenie, miejcie oczy na tych dziewczynach i składajcie mi
raporty często. Jeśli jeszcze go nie macie, zdobądźcie mój numer od Shirleen.”
To sprawiło, że przytaknęli.
„I informujcie Dariusa na bieżąco” -
dodałam.
Więcej przytaknięć.
„Dzięki, chłopaki” - skończyłam.
Kolejny uśmiech Sniffa. Szarpnięcie
podbródkiem od Roama.
Jezu.
Szarpnięcie podbródkiem od Roama.
Ratunku.
Wystartowali.
Strzeliłam do baru.
Właśnie wypiłam szot tequili, kiedy
ramię owinęło się wokół mojego brzucha od tyłu, usta dotknęły mojej szyi, a
głos mojego mężczyzny zabrzmiał w moim uchu - „Bawisz się dobrze?”
Odwróciłam się w zagięciu jego
ramienia, spojrzałam na niego i skinęłam głową - „Tak. A ty?”
„Mm-hmmm” - wymamrotał i jego oczy
ześlizgnęły się na moją klatkę piersiową - „Najlepsze jest to, że patrzę na
ciebie w tej sukience.”
To był ślub, ale mimo to sukienka
była obcisła, obnażająca i seksowna. To był mój sposób. Tym razem jednak nie
czarna. Lawendowa.
„Chcę cię zadowolić” - powiedziałam
mu.
„Dobrze sobie radzisz” - odpowiedział.
Uśmiechnęłam się.
Pochylił się i dotknął moich ust
swoimi ustami.
„Herb!” - usłyszeliśmy trzask (głośny)
z drugiej strony podwórka.
Dobre wieści. Trish poczuła potrzebę drugiej rundy.
Opierając się o Rena, zwróciłam uwagę
na środkowo-zachodni kontyngent naszej grupy, gdy Tex zagrzmiał - „Jezu Jones,
kobieto, zostaw go!”
„Ugh! Dlaczego jestem zdziwiona? Wy
faceci trzymajcie się razem!” - odkrzyknęła Trish.
„Moi ludzie to Włosi, głośni i
cholernie szaleni” - szepnął do mnie Ren - „A mimo to twoi ludzie pokonali
moich o milę.”
Spojrzałam na niego - „Wiem. Czy nie
mamy szczęścia?”
Ren potrząsnął głową.
Potem się uśmiechnął.
*****
Ponieważ większość ludzi miała
plastikowe kubki, trzy godziny później, kiedy Blanca chciała zwrócić na siebie
uwagę wszystkich, uniosła dzbanek z margaritą i stuknęła w niego długą, cienką
łyżką.
Kiedy tłum ucichł i odwróciła się,
oznajmiła - „Lee ma coś do powiedzenia”.
Stojąc w zakrzywionym ramieniu Rena,
właśnie strzelając gówna ze Stellą, Macem i Shirleen, wszyscy zwróciliśmy naszą
uwagę na Lee, który trzymał butelkę piwa w jednej ręce i Indy blisko siebie w
zagiętym drugim ramieniu.
Nawiasem mówiąc, Indy miała puszkę
Fresca.
Lee nie zwlekał - „Dwa lata temu
poznałem Texa, kiedy pomagał mojej obecnie ciężarnej żonie przy B&E”.
Rozległy się chichoty i rechot, i
głośny śmiech, ale Lee nie przestawał - „Niedługo potem uratował jej życie”.
Wszyscy przestali się śmiać.
„Od tego czasu spadło mnóstwo gówna.
Jak to się działo, zawsze wiedzieliśmy o dwóch rzeczach. Po pierwsze, nie bylibyśmy
w stanie odgadnąć, co będzie dalej. Po drugie, będzie tam Tex.” - Lee przypiął
Texa oczami i stwierdził - „Wiedzieliśmy, że Tex zawsze tam będzie.”
O cholera. Moje oczy znowu zrobiły
się gorące.
Lee szedł dalej.
„W ciągu ostatnich dwóch lat nauczyłem
się, że kiedy życie staje się ciężkie, a nawet jeśli nie, najlepszą rzeczą,
jaką może mieć mężczyzna, jest dobra kobieta u jego boku”.
Spojrzałam na Indy i zobaczyłam, że
zaciska usta.
Tak jak ja.
„Więc jeśli było coś, czego dla
ciebie życzyłem, Tex” - kontynuował Lee - „Po tym , jakim jesteś człowiekiem, to
takim, który na to zasługuje, tego właśnie dla ciebie życzyłem. Więc powiemy,
że jestem cholernie zadowolony, że ją dziś znalazłeś i przywiązałeś do siebie.”
- uniósł butelkę - „Obyś miał z nią tu wiele lat. Do Texa i Nancy!”
Wszyscy spojrzeli na Texa, który
trzymał Nancy blisko siebie, a ona pochylała się do niego, robiąc to samo,
uśmiechając się nokautującym uśmiechem, który odziedziczyła jej córka, a łzy
spływały jej po policzkach. Wszyscy podnieśliśmy nasze drinki i wielu (w tym
ja, ale nie Ren) krzyczało - „Dla Texa i Nancy!”
Kiedy trochę wypiliśmy, okazało się,
że Lee nie skończył i nadal patrzył na Texa i Nancy - „Teraz: Luke i Ava nie
mogli tu być, ale chcieli dać ci coś do świętowania. Ava powiedziała mi, że
najlepszą rzeczą, jaką mogą ci dać, będzie coś, co docenisz. Coś głośnego i
prawdopodobnie okropnego, ale zdecydowanie spektakularnego. Więc oto twój
prezent od Luke’a i Avy, którzy są nieobecni, ale są tutaj duchem.” - Następnie
odwrócił się i krzyknął w kierunku tylnego ogrodzenia, za którym znajdowała się
aleja - „Start!”
Ledwo wypowiedział to słowo, a
usłyszeliśmy wrzeszczący świst. A nad świątecznym podwórkiem Blanki z głośnym
hukiem eksplodował wielki fajerwerk.
Były ooo i ach.
Potem poszedł następny.
I kolejny.
I kolejny.
Potem jeszcze więcej, tony więcej,
nocne niebo rozświetliło się pięknem, Jezu,
Luke i Ava nie szczędzili wydatków.
To było niesamowite.
W miarę upływu czasu oderwałam oczy
od pokazu i spojrzałam w stronę Texa i Nancy.
Wielki mężczyzna wciąż trzymał żonę
blisko, a Nancy nadal mocno się o niego opierała, ale ich głowy były odchylone
do tyłu, a ich twarz rozjaśniały kolory.
A ciepło tak słodkie, że trudno było
je przetworzyć, przeniknęło przeze mnie.
To dlatego, że Tex się uśmiechał.
I był całkowicie szczęśliwy.
Wiele szczęścia dla staruszka❤️ dziękuję ❤️
OdpowiedzUsuńBiedny Duke😢😢😢😢 Współczuję również Trish😞 że ona jeszcze jest z tym facetem to szok 😒 WIELKIE GRATULACJE DLA TEXA! !!! ❤❤❤❤❤ Dziękuję!
OdpowiedzUsuńDziękuję
OdpowiedzUsuńDziękuję
OdpowiedzUsuń